SKRZYDLATE | 30
<< | ^ | >>





Przeciwników było tylko 4-rech. Ja sam co prawda leciałem ale nic to. Zaatakowałem. Pierwszy spadł prawie natychmiast, nigdy nie dowiedział się co go trafiło. Pozostali trzej niestety szybko dobrali się do mojej maszynki. Ta się zapaliła po pierwszej serii i byłem zmuszony wyjść z gry i startować od nowa...

A kto umarł ten nie żyje.
Latamy sobie moi mili w te symulatory, niszczymy sobie przeciwników i ciągle żądamy bardziej realistycznych gierek. Ciągle jednak zapominamy o jednej sprawie. Podczas lotu praktycznie nie obawiamy się o własną skórę. Nam nic się stać nie może. W najgorszym wypadku trzeba będzie zaczynać misję od początku, albo stworzyć nowego pilota.

Maszyny przed startem.

Nie jest to zbyt bolesne, zważywszy, że w większości symulatorów lotu mamy magiczny przycisk do wymazywania ostatniej misji albo wręcz do bezkarnego ożywiania pilota. Ale jeszcze jak gramy samotnie nie jest tak źle. Najmniejszy szacunek dla życia naszego wirtualnego pilota mamy podczas gry w sieci. Wielu graczy rzuca się do walki niezależnie od tego czy ma szanse ją przetrwać. Walczą aby tylko zdobyć zestrzelenie i za chwilkę, w kolejnym wcieleniu na nowym samolocie wystartować ponownie. Rozumiem jeszcze sytuacje, kiedy ryzykujemy życie naszego wirtualnego pilota aby pomoc koledze w opałach, ale samotne ataki na bombowiec w eskorcie 4-rech myśliwców to już zbyt wiele na moje skołatane nerwy. Dzięki najwyższemu są ludzie, którym zależy nieco na życiu ich wirtualnych "awatarów". Dziś właśnie zajmiemy się przedstawicielami tego szlachetnego gatunku.

Dead is Dead

Cała sprawa rozgrywana jest na bazie Il-2. Gra ta swego czasu narobiła sporo szumu, wzbudziła nadzieje na powstanie następcy WB a następnie szum wokoło niej przycichł. Ktoś tam sobie pogrywał na Hiper Lobby, ktoś sporadycznie stawiał serwer w Polsce. Aż w końcu zebrało się parę osób które wykrzesały z trybu sieciowego Il-2 praktycznie wszystko co się dało. Zamiast odstawiać jatki ze sobą, zaczęli wykonywać online kolejne misje jako piloci jednostki JG5 stacjonującej na Krymie. Co więcej, nie latają pod swoimi codziennymi nickami, ale jako Gustav Langanke, Horst Amberger czy Oskar Pahlke. Każdy z tych wirtualnych pilotów pozostaje w aktywnej służbie do momentu swojej śmierci i ani chwilki dłużej. Żadnego rytuału ożywienia :-). I zasadniczo o idei takiej rozgrywki, o poszanowaniu dla życia swojego wirtualnego latacza można by pisać jeszcze długo lecz mało ciekawie. W związku z tym pozwolę sobie przytoczyć nieco sprawozdań z lotów wykonywanych w ramach DiD. One chyba lepiej oddadzą atmosferę tego co dzieje się podczas gry niż kilka akapitów wodnistego tekstu. Miłej lektury i do zobaczenia nad Krymem.


Cóż za piekny widok (ujęcie nr.2) :]

Strona Dead is Dead: http://www.deadisdead.republika.pl/
Forum:http://racing-forum.pulse.pdi.net/viewforum.php?f=7

TopGun


Raporty z lotów:

Zostałem przydzielony do jednostki frontowej JG5 - pierwszy dzień - jakoś wszystko tu nowe, ledwie zdążyłem zapoznać się pobieżnie z sytuacja nad naszym odcinkiem frontu oraz z moimi nowymi kolegami a tu rozlega się sygnał startu!!! Wszyscy biegną do maszyn! Mamy eskortować JU88 nad cel którego nazwy nawet nie potrafię wymówić... Start odbywa się klasycznie, chociaż boczne powiewy wiatru przyprawiają o nagły skok adrenaliny - mało co nie zwiewa mnie z pasa... wysokość rośnie... odchodzę na krąg w oczekiwaniu na pozostałych... nagle w słuchawkach okrzyk: Michel Serrault ROZBIŁ się przy starcie!!! /potem okazało się ze to awaria sterów.../ i nagle następny okrzyk: 2 JAKI nad lotniskiem!!! Rozkaz brzmi: Kurt Kruck oraz Robert Dera zająć się drugim jakiem!!! - TO JA!!! podążam za Kurtem, widzę jak strzela do jaka i kątem oka zauważam kilka kropek: to następne jaki oraz I16 w sumie 8 maszyn, podczas gdy nasi nadal startują... powietrze wypełnia się dymem wybuchających pocisków artylerii przeciwlotniczej oraz przemykającymi sylwetkami samolotów obu stron... W słuchawkach brzmią okrzyki dowódców: UWAŻAĆ ŻEBY SIĘ NIE ZDERZYĆ!!!! - kilkakrotnie podejmuje próbę wejścia na 6 nieprzyjacielowi... bez rezultatów... a mówili, że jesteśmy kwiatem lotnictwa... że ruscy ledwie utrzymują się w powietrzu... propaganda to wielka rzecz... kilkakrotnie ostrzegam Leopolda Brunkhorsta, że na ogonie wiszą mu wrogie maszyny, lecz próby przyjścia mu z pomocą spalają na panewce - nerwy puszczają, celownik nie może złapać sylwetki wroga... strzelam bardziej na postrach... nagle przede mną ukazuje się jak... strzelam... ucieka mi... krążę nadal... widzę w pewnej odległości powyżej jaka lecącego na południe, daje gaz do dechy i zaczynam go ścigać... jest coraz bliżej... w odległości 300m zaczynam strzelać... robi unik i zwalnia, ja również... powtarza się to kilka razy, cały czas się wznosimy aż na k 3000m silnik zaczyna się przegrzewać, ale ignoruje kontrolki aż widzę poniżej nas 2 PE2 - zostawiam jaka... mijam pe2 i zawracam, silnik chodzi na max, temperatura niebezpiecznie wysoka...

Chyba przegapiłem start :] Już lecimy.


 zbliżam się... 700m...650m...600m w słuchawkach słyszę rozkaz Paula Barsteinera: Robert Dera - ląduj!!! 550m... 500m... 450m... słyszę znowu: Dera ląduj!!! to rozkaz!!!! ... 400m oddaje długa serie z karabinów w stronę PE2 i zawracam, zdejmuje gaz... podchodzę do lądowania i słyszę niepokojące odgłosy z silnika... chyba się zatarł... ląduję bezpiecznie i parkuję obok stojącego już Leopolda Brunkhorsta... mówią mi ze prawdopodobnie dostałem w chłodnice... ale ja nie zauważyłem żeby ktoś do mnie strzelał... chyba ze flak... okaże się jak mechanicy obejrzą mój samolot... ważne że żyję... następnym razem pójdzie mi lepiej!!!

Robert Dera (Plush)
Datum: 8. Juni 1942 9:00

Platz: Krym

Wetter: Klar, Wolken am 1000m

Aufgabe: Bombardowanie okrętów w porcie w Sewastopolu. Odległość do celu: 45km

Verlauf: Dziś rano przed startem grupy Stukasow przeciwko okrętom w Sewastopolu, jednemu z pilotów urwała się podwieszona bomba przed startem i zmiotła 2 samoloty (obaj piloci zginęli). 2 inne zostały poważnie uszkodzone i misja została odwołana. Po uprzątnięciu wraków i zakopaniu leju na środku pasa startowego została zmontowana druga wyprawa - tym razem zadanie miały wykonać nasze myśliwce ! Podwieszamy bomby - po 250 kg każda. Dostaliśmy eskortę 4 109F2, gdyż nasze myśliwce z bombami nie nadają się do walki. Start naszej czwórki przebiegł bez przeszkód, za to prowadzący eskorty miał awarię i musiał przerwać start. Pozostała cześć eskorty już wystartowała, ale była daleko za nami, a nam wcale nie chciało się na nich czekać... Po drodze nad cel minęliśmy 3 Pe-2 z pojedynczym Migiem eskorty. Mig w pojedynkę rzucił się na nas, widocznie węsząc łatwy łup na obciążonych 109tkach. Berger dostał polecenie podjęcia walki z Migiem, gdyż eskorty nie było widać. Odrzucił bombę i po kilku chwilach zameldował zestrzelenie Miga.


W pobliżu celu pokazały się jeszcze 3 I-16. Daliśmy gaz i poszliśmy w lekkim nurku do celu. Prowadzący spostrzegł zakotwiczone okręty i rozpoczęliśmy atak zostawiając I-16 z tylu, które tymczasem zaatakował Berger z przewagi wysokości. Związał je walką i mogliśmy bez przeszkód atakować cele. Podczas nalotu gęsto strzelała artyleria naziemna broniąca miasta i portu. Można było prawie chodzić po wybuchach flaku. Pierwszy zrzucił bombę prowadzący, położył samolot w zakręt i szykował się do ostrzelania celu z działka. Ja rzuciłem swoja bombę na inny okręt i na pełnym gazie zacząłem uciekać z zasięgu oplot npla. Teich zrzucił swój ładunek i zameldował ze trafił. Żeby sprawdzić efekty odchodził od celu lekkim lukiem na wznoszeniu ignorując wybuchające blisko szrapnele. Ja nie widziałem nawet czy moja bomba trafiła i pragnąłem jedynie wyjść poza zagrożony rejon. W tym czasie widziałem jak tuż nad portem maszyna dowódcy klucza rozleciała się na kawałki w wielkim wybuchu. Prawdopodobnie oberwał w zbiornik paliwa. Zginął na miejscu. W chwilę później Teich wydarł się przez radio, że oberwał. Spojrzałem w jego stronę i widziałem jego samolot spadający szaloną spiralą bez jednego skrzydła.


Mały odjazd kamery...


Nie widziałem spadochronu, choć wydawało mi się, że widziałem odpadająca owiewkę. Odszukałem wzrokiem Bergera i zobaczyłem, że nadal gania się z iszakami. Ruszyłem mu na pomoc. Tym czasem na horyzoncie pokazała się wreszcie nasza eskorta. Jednak zanim zdążyli się włączyć do walki było już posprzątane. Ja zapaliłem jednego I-16 siedzącego Bergerowi na ogonie, a drugiego trafiłem w kabinę krótką serią zabijając na miejscu pilota. Iszak tylko lekko położył się na skrzydło i poszedł pika prosto w dół. Berger poważnie uszkodził swojego iszaka i musiał się z nim chwile poganiać zanim go wykończył. Tymczasem Pe-2 wracały już z północy do Sewastopola. Ostrzelałem je w kilku szybkich przelotach, jednak bez efektów. Spróbowałem podejść od dołu, jednak wystawiłem się na ogień strzelców i dostałem kilka trafień w silnik. Uszkodzenia okazały się na tyle poważne, ze nie mogłem wrócić już do bazy macierzystej - silnik zatarł się momentalnie gdy wyciekł glikol z układu chłodzącego. Zanim to jednak nastąpiło, udało mi się bezpiecznie wylądować na pobliskim lotnisku zdobytym kilka dni temu na Rosjanach. Pas był jeszcze naznaczony lejami, ale udało mi się je bezpiecznie ominąć.


Chyba znów coś przegapiłem :], to już koniec lotu.

Po chwili wylądował tu również Berger, żeby sprawdzić czy nic mi się nie stało. Do bazy wróciłem razem z konwojem sanitarnym spod Sewastopola.

Zusammenfassung: Berger strącił Miga-3 i I-16. Ja strąciłem 2 I-16. Przymusowe lądowanie na przyjaznym lotnisku 15 km od Sewastopola.

Verluste: 2 utracone maszyny: 109G2 dowódcy klucza wyleciało w powietrze po bezpośrednim trafieniu artylerii oplot 109G2 Teicha trafione przez oplot. Nie widzialem spadochronu

Haendige Unterschrifft: Paul Barsteiner (Snake)