CIA | 22
<< | ^ | >>




RECESJA A POLSKA NATURA


I stało się tak, iż miałem niedawno dobry pomysł na felieton, myślałem nawet, że znajdę troszkę czasu na jego dopracowanie, chciałem choć raz stworzyć wyjątkową perełkę, albo chociaż coś na poziomie.

  Jednak stało się właśnie coś, co często mi się zdarza, czyli po prostu. zapomniałem. Jestem teraz zły na siebie, bo zdawało mi się, iż temat się spodoba, ale dokonało się i teraz popędzany nawet terminem (jutro trzeba złożyć teksty) muszę z lekka improwizować, a że robiłem tak dotychczas, tak więc zapraszam Was, mili czytelnicy, na lekturę tego-miesięcznej kroniki.

  Każdy zauważył już wprawdzie ogólną recesję, jaka niby tam panuje, nawet da się ją zauważyć w naszych domach, ale jak sądzę nie jest jeszcze tak źle, jak mogłoby być. Pomyślałem dzisiaj chwilkę o sytuacjach podobnych, to znaczy dlaczego dochodzi do sytuacji recesyjnych, i to prawie bez powodu. Znajome jest prawo, że im więcej wydajemy tym więcej zarabiamy, oczywiście jest to zasada prawidłowa tylko dla makroekonomii, bo jeżeli spróbujemy tak uczynić w domu niewątpliwie zbankrutujemy. Problemem jest jak namówić masy ludzi bez pieniędzy do ich wydawania? Bez pieniędzy tylko pozornie, bo znakomita większość społeczeństwa ma jakieś tam zaskórniaki, i nawet jeżeli są one powoli przejadane, to jest to za mały impuls, aby ruszyć rynek. Oczywiście w sprawie pieniędzy nie jesteśmy tak skłonni pomagać sobie nawzajem jak choćby podczas powodzi, kiedy to zebrano duże kwoty dla powodzian, jednak ludzie mieli na co składać swoje pieniądze, jeżeli zaś chodzi o recesję jest ona przeciwnikiem duchem, każdy go widzi ale nikt nie potrafi zorganizować jakiejś akcji przeciw jej pokonaniu. Nie piszę tu oczywista o ludziach szarych, nas maluczkich, jednak o to powinien zatroszczyć się rząd, a jak rządy u nas pracują, każdy wie.

  Nie wiem czy nie jesteśmy jednak narodem, który powinno się, przysłowiowo, 'trzymać za mordę". Tak nie jest i sytuacja ciężka, co wiemy. Wyobraźcie sobie, że w Chinach, najliczniejszym kraju świata, tania siła robocza nie ma już dłużej ochoty być tanią, wszak to tacy sami ludzie jak my, i im także się należy pieniądz godny ich samych i ich pracy. No i niech ci ludzie zrobią popularnie u nas nazywane strajkami, bunty przeciw pracodawcom. Wiadomo, w kupie siła, jednak żeby zbić grupę ludzi do jednej kupy jest bardzo ciężko co jednak niemożliwe nie jest, przykład: antykomuniści u nas, ale w '89. Dochodzimy do stanu, gdzie oni żądają wyższej zapłaty, nie pracują, ich kraj złapany jest w sidła recesji ( teraz mają ogromny wzrost gospodarczy). Odbija się to na CAŁYM świecie, bo nie dość, że 1/6 mieszkańców tego świata to Chińczycy, to ponadto 90 % towarów jest tam właśnie produkowana. Więc kryzys na świat cały, po którym oczywiście inne narody odrabiają powoli straty (jak Wielka Brytania po stracie trzynastu kolonii w Ameryce, później nazwanych USA), ale trwa to dość długi okres, wszystkie towary są droższe, więc nawet jeżeli poziom życia wzrośnie, to jednak początkowo drastycznie maleje, i po prostu nic nie jest już tak, jak było. Oczywiście tania siła robocza, jej znakomita część czyli Chińczycy, już nie są tanią siłą roboczą. Widmo okropne, jednak u nich właśnie ludzie są trzymani za mordę, może to pomaga? Może i u nas by pomogło? U nas chyba nie, bo z historii można wywnioskować, że Polacy nie lubią takich sytuacji (a któżby je lubił).

  Jak zauważyłem najwięcej patriotów najgorętszych było w Polsce w czasach, gdy jej po prostu nie było, czyli została ciemiężona przez trzy kraje zaborcze. Wtedy skłonni do walki i do miłości, skierowanej oczywiście na ojczyznę. Pogratulować, że dzięki nim mogę teraz pisać w języku polskim, jednak potępiać pokolenia dalsze, nas także. Już była narodowość w kieszeni, więc poprzestano na laurach. I to nam dało w. dało do myślenia. Teraz każdy Polak narzeka, oczywiście cudze chwali, swego nie zna, jak w popularnej piosence disco polo. A tymczasem w Niemczech też nie jest lekko, 10% bezrobocia, no wale co Reich to Reich, sama nazwa wystarcza.

  Co konkludowałem to też sama idea, która, jeżeli istnieje, potrafi niesamowicie człowieka zmobilizować do pracy. Patrzmy chociaż na Polaków w latach 50, komunizm, ale komunizm ideowy, każdy myślał, że wszyscy są równi, zaś wyniki gospodarcze były naprawdę imponujące. Nie był jednak to komunizm lat dalszych, gdzie władza zabierała własnym obywatelom, obywatele nie ufali władzy, zaczynał się terror fizyczny tak więc i psychiczny ludzi. Mieli tego dość więc obalili władzę. I znów, idea kapitalizmu, także (co może brzmieć dziwnie) równości, każdy startował z tej samej linii startu. I wyniki gospodarcze idą w górę. Można powiedzieć, że to przez sytuację, jaka miała miejsce za komuny, więc nie było czego kupować, pieniądze zostały oszczędzane. I jest w tym dużo prawdy, że przez nagły napływ towarów, które kiedyś były luksusem skłoniło ludzi do ich kupowania, bo zdali sobie sprawę nie tylko z tego, iż ich na to stać i że to, co chcą zakupić jest w zasięgu ich ręki. Więc szał, pierwsze banany, pomarańcza. Coca cola! Teraz zaś to jest, ale nie ma pieniędzy. Więc gdy wystartowali równo działał jeszcze niejaki duch walki, i przynajmniej wiara w to, że mam takie same szanse jak dzisiejsi bogacze. Ale zamiast następnie motywować się ich zarobkami, tym, że i nas będzie stać na dom i dwa samochody, Polacy jak zawsze woleli czuć zawiść, że oni mają, my nie, zazdrość. Na początku może nawet zdawali sobie sprawę z tych samych szans, jednak później okłamując się przez lata (sami siebie okłamują) doszli do wniosku, że bogaci byli zawsze bogaci przez co są źli bo na pewno kradną, oni zaś, biedni i pokrzywdzeni, harują jak wół całymi dniami i mają pensji 2000 zł. Znany jest przecież kawał o Bogu, który daje Ci to, co zechcesz, ale Twojemu sąsiadowi dwa razy więcej. Większa jest różnica między odpowiedzią Niemca, Francuza i oczywiście Polaka! Polecam też Wam przeczytać sobie kronikę pod tytułem "Wieża paryska", jeden z najsławniejszych felietonów epoki pozytywizmu, gdzie autor znakomicie przedstawia organizację wśród ludzi i wśród Polaków. Jest to też dowodem na to, że myśmy nie zwariowali przez tych kilka lat, ale że tak było i kiedyś, lecz któż nam odpowie na pytanie, od kiedy Polacy zaczęli tacy być? Tacy znaczy jacy? Chyba każdy choć troszkę zdaje sobie z tego sprawę.
  Nie wolno nam jednak myśleć, że jesteśmy jedynymi, jakimś Chrystusem narodów jak to poetycko napisał Mickiewicz. W każdym kraju narzekają na rząd, każdy kraj ma swoje stereotypy, najbardziej zaś zna stereotypy o sobie samych, jakie krążą w świecie, bo też każdy lubi wiedzieć, jak jest postrzegany. To tylko, jeżeli chcemy uogólniać. Niby to zła rzecz, ale ciężko też brać pod uwagę każde zdanie, jakie pada na tej Ziemi, gdyż większość nich niestety, w epoce informacji jest albo błędna albo nieprawdziwa. Jeżeli błędna to pal licho, ale może być rozpowszechniana celowo. To jednak nas nie obchodzi, tylko samo narzekanie na swój kraj, co występuje chyba w każdym narodzie, jednak nie wiem czy aż w tak wielkim stopniu jak u nas. No bo łatwiej jest rozłożyć ręce i narzekać, niźli zmusić się do czynu. Jeżeli chodzi też o postrzeganie naszego narodu polecam Supery z poprzedniego numeru. To tak nawiasem, co chciałem napisać to to, że w każdym kraju jest swojakie "Nie" i niejaki Lepper, jednak u nas brani są pod uwagę (mówię o Andrzeju nie o "Nie", bo krytyka jest potrzebna, jednak jeżeli nie jest krytycyzmem, mała różnica, ale jednak wielka).

  Idzie zima, ta prawdziwa, jesień już przeszła, a wtedy rośnie (o, ironio!) sprzedaż, czy to znaczy, że niepogoda jest nam miła? Nie jesteśmy kolejnym Werterem, przynajmniej nie starajmy się być. On sobie strzelił w głowę, a co my robimy? Ładujemy broń czy podcinam żyły? Nie wolno też zbyt tragicznie podchodzić do życia, bo co jak co, ale dalej sądzę, że krew jeszcze nie leje się po tym kraju, jednak nie znaczy to, iż nie możemy utopić się w żółci, jaką sami sobie lejemy pod nogi. Co na to poradzić? Czy wyprowadzić się? Jeżeli jesteśmy patriotami to znaczy, że nie będziemy opuszczać tonącego okrętu, jak pisał pewien Piotr Skarga. W dzisiejszych czasach patriotą nie jest człowiek, który podkłada bomby pod mosty wrogich krajów, bo takowych po prostu nie ma (mam nadzieję, że to się nie zmieni, daj Bóg). Jak tłumaczył jeden pedagog, ciężką pracą można oddać aż nadto naszych powinności jako patrioty. Tego jednak, oczywiście, nam się nie chce. Zazdrościmy Ameryce, bo są bogaci (jakie to typowe z naszej strony), jednak słyszę opinie (wbrew pozorom nie tylko z programu "Chicago") że tam owszem, można zarobić, jednak trzeba harować. Tutaj też można, ale się nie stosuje. Chcemy zarobić? Nie uciekamy do innego kraju, bo tu jest źle, najczęściej przez rząd, jednak zaczynamy od podstaw, od nas samych, bo lenistwo, nieróbstwo jest powodem recesji, NIC innego. Opanowała nas nowa choroba wieków, nie chce nam się żyć, nie ma po co się uczyć. Nie musimy jednak specjalnie szukać idei, po prostu odkryjmy ponownie te, które są. Nie można myśleć, że Młoda Polska zajmowała się nauką, bo byli głupcami, mieli ideę a jak pisałem wyżej ona potrafi człowieka zmobilizować do pracy. Najgorsze jest to, że już nikt nie pamięta słów Dostojewskiego "szczęścia nie liczy się w milionach". Dzisiaj czegokolwiek się nie podejmiemy analizujemy, jaki może nam to przynieść zysk, czasem nawet i uczucie tak oceniamy, co jest złe, chore i niepotrzebne.

  Wiadome, że ot tak nie znajdziemy w sobie tyle siły, aby nagłe pracować, czy też motywować do pracy, jednak po jakimś czasie sami pożałujemy tego. Czar goryczy zawsze się przelewa, wtedy się przelała i za jakiś czas też to zrobi. Bo o ile możemy być pseudo-świadomi bezsensowności swego istnienia, o tyle człowiek nadal posiada w sobie instynkty naturalne, które umrzeć nam nie pozwolą. Choroba jak każda inna zostanie wyleczona. Nie wróżę przegranej. Jednak po co mamy czekać? Czy nie lepiej uczyć się na cudzych błędach? O wiele lepiej, jednak mądry Polak po szkodzie. I to nie szkodzie choćby pokolenia wstecz, tylko własnej. Jako naród tak wielce wierzący (ta zakłamana szopka jednak się za niedługo skończy, bo mogą nas postrzegać jako naród wielce religijny, jednak sami jesteśmy świadomi tej nieprawdy) dziwne jest to, że nie uwierzymy dopóki sami nie zobaczymy, czy tez sami się nie sparzymy. Jak już to nastąpi to i owszem, może coś zrozumiemy, ale po co czekać na oparzenia? Dogmaty chyba jednak nie są w naszym stylu.

  Tym czasem nadchodzi czas świąt, powinniśmy się radować i cieszyć na prawdę z KAŻDEJ rzeczy, jednak róbmy to mądrze. Albo raczej inteligentnie, bo mądrość jest bliźniaczą siostrą smutku. I nawet jeżeli podejrzewamy, że jest to trochę fałszywe, te wszystkie uprzejmości, to jednak dajmy się ponieść razem z prądem świąt, wtedy nie tylko nie będzie to zauważalne, ten cały fałsz, wtedy zrozumiemy, że jego tak na prawdę nie ma. Jeżeli chcemy być szczęśliwymi musimy uwierzyć w drugiego człowieka, zaufać mu w uczuciu, bo wiele cierpień rozlewa się z powodu braku zaufania, jednak pomyślcie, co by było, gdyby wszyscy zaczęli ufać sobie nawzajem? Mielibyśmy nasz mały raj. Jednak gdybać to nie dla nas, można wierzyć w dobre intencje. Człowiek jest na tyle, niestety, słaby, że zamiast zaufać sobie, na co go nie stać, woli zogniskować zaufanie w Jezusie, lub próbuje to robić. Ależ ufajmy Jemu, ale także zróbmy to dla siebie. Zainwestujmy w człowieka, a wtedy zwróci nam się to z dużą nadwyżką.


  Tym czasem ja muszę lecieć, mam jeszcze 10 minut, które spożytkuję na życzenie wszystkim nie tyle wesołych, co spokojnych świąt. Nie szukajcie prawdy, nie jesteście romantykami, nie chcecie zadać sobie bólu wiedzy. Szukajcie ludzi, a poszukiwań Wam i sobie życzę udanych.

^quqoch^